O krakowskim rzemiośle #14: pracownia kaletnicza Józefa Knapika

Dobre praktyki
17.06.2024

Wyjątkowym miejscem na mapie rzemieślniczego Krakowa jest al. płk. Władysława Beliny-Prażmowskiego 53. To właśnie tutaj swoją pracownię usług kaletniczych prowadzi najstarszy krakowski kaletnik – Józef Knapik. Pan Józef praktykuje zawód od blisko 70 lat i jak sam przyznaje, wykonuje go nie tylko z przyzwyczajenia, ale przede wszystkim z zamiłowania. Niedawno mieliśmy okazję odwiedzić jego pracownię. Było to kolejne ze spotkań, podczas którego rozmawialiśmy „O krakowskim rzemiośle”.

Od ucznia do mistrza, czyli o kaletniczej drodze

– Urodziłem się w 1938 roku. Kiedy miałem 16 lat, rozpocząłem praktykę. Znajomy mojej mamy był kaletnikiem (to rzemieślnik wytwarzający i reperujący przedmioty ze skóry – przyp. red.) i w 1955 roku przyjął mnie pod swoją opiekę. Wówczas praktyki trwały dwa lata i były prowadzone w trybie przyspieszonym. Po wojnie brakowało wielu fachowców i chciano tę lukę uzupełnić

– Po zakończeniu praktyk poszedłem do wojska. Kiedy wróciłem, z powrotem przyjąłem się do majstra, który wcześniej mnie uczył. Jego pracownia mieściła się na Stradomiu. Spędziłem w niej dwadzieścia lat. Zajmowaliśmy się zarówno produkcją, jak i naprawą produktów.

Z pasji do rzemiosła, czyli o własnej pracowni

– Około 1975 roku założyłem własną pracownię. Początkowo mieściła się przy ul. Starowiślnej, jednak po czasie znalazł się jej właściciel i wypowiedział umowę. Musiałem zmienić lokalizację. W ten sposób, w 1996 roku, trafiłem na al. Beliny-Prażmowskiego. Myślałem, że przeniosę tu swoje maszyny i narzędzia na krótki czas. Jak się okazało, jestem tu po dziś dzień.

– Obecnie zajmuje się jedynie usługami kaletniczymi. Wykonuje zarówno proste, jak i bardziej skomplikowane reparacje. Łatam dziury, wszywam zamki, wymieniam elementy. Ludzie oddają do mnie różne przedmioty – torebki, plecaki, portfele, portmonetki, paski, a nawet walizki. Jak mogę coś zrobić na miejscu, to po kilku minutach klient otrzymuje gotowy produkt. A na brak klientów narzekać nie mogę.

– Przed laty trudziłem się również produkcją. Wykonywałem torebki dla pań, w różnych wzorach. Wychodziłem na miasto, patrzyłem na wystawy, a następnie projektowałem i tworzyłem. Oprócz torebek były też portfele i portmonetki. To były eleganckie produkty, które rozprowadzałem po sklepach. Produkcję zakończyłem w okolicach 2015 roku.

– Od ponad 60 lat, do dziś, korzystam z wiekowych, ponadstuletnich maszyn do szycia. Mam je dwie – jedna jest typowo kaletnicza, druga krawiecka. To niezawodne urządzenia wyprodukowane przez znaną markę Singer. Nie zamieniłbym ich na żadne inne. Oprócz maszyn w pracowni znaleźć można wiele innych narzędzi – i prostych, i specjalistycznych: nożyce, kleszcze, dziurkacze, a nawet konika rymarskiego. Mam też oczywiście różnego rodzaju materiały potrzebne do reparacji przedmiotów.

Z przyzwyczajenia i zamiłowania, czyli o emocjach

– Kaletnictwo to zawód, który wymaga precyzji, dokładności – nierzadko zegarmistrzowskiej – i  cierpliwości. Przez te 70 lat ewoluował w niewielkim stopniu, choć moda oczywiście się zmieniała i na każdym etapie trzeba było się jej uczyć. Po tylu latach zajmuję się tym rzemiosłem po części z przyzwyczajenia, ale przede wszystkim z pasji. Gdybym mógł wybrać swój zawód raz jeszcze, poszedłbym tą samą ścieżką.

– To wszystko trzyma mnie w zdrowiu. Dopóki wystarczy sił, dalej będę świadczyć swoje usługi. Pracuję już co prawda na pół etatu, od poniedziałku do czwartku w godz. 9-14, ale dalej jest wielu klientów, którzy powierzają mi swoje torebki, plecaki czy portmonetki. Kiedy tu przychodzę i robię swoje, odczuwam dużą satysfakcję. Czym miałbym się zajmować w domu?

Zainteresowanych zleceniem usługi kaletniczej zachęcamy do odwiedzenia pracowni Józefa Knapika (al. Beliny-Prażmowskiego 53) lub kontaktu telefonicznego – 12 413 45 76.

Na koniec chcielibyśmy podziękować Panu Józefowi – za serdeczne przyjęcie, miłą rozmowę i prezentację rzemiosła. Było nam bardzo miło u Pana gościć.