Jacek Majchrowski jest boomerem z lat 90.

Aktualności
17.05.2022

boomer – starsza osoba (oryginalnie z okresu baby boom 1946-1964), z przestarzałymi poglądami, nienadążająca za współczesnością (źródło: wikitionary.org)

Karol Wałachowski to jeden z najbardziej uważnych obserwatorów krakowskiej polityki i jej meandrów. To co widzi, opisuje i nie owija przy tym w bawełnę. To rzadkość w Krakowie, bo w tutejszej przestrzeni medialnej o Jacku Majchrowskim pisze się z reguły albo dobrze, albo wcale. Dlaczego tak jest? Wałachowski wyjaśnił to w swoim głośnym tekście pt. „Gotowanie żaby po krakowsku”. Tekście, który wśród wielu mieszkańców wywołał szok, a w krakowskim magistracie popłoch.

Dlaczego porównałeś krakowian do ugotowanej żaby?

Jeśli żaba zostanie wrzucona do wrzątku, to od razu wyskakuje. Jeśli wrzuci ją się do zimnej wody i po­woli podgrzewa, to można ją ugotować, a ona nie zauważa wzrostu temperatury. I chyba tak właśnie jest z mieszkańcami Krakowa. Dlaczego? Argumenty są trzy. Po pierwsze – przywykliśmy do złego zarzą­dzania miastem, bo mamy tego samego prezydenta od 20 lat i to „krakowskie bagienko”, różnego rodza­ju afery, nie robią już na nas wrażenia i jesteśmy nimi uśpieni. Drugi argument to postawa elit. Elity powinny wyjaśniać zwykłym mieszkańcom skom­plikowane procesy, które nie każdy z nas rozumie. W Krakowie jednak elity często maja jakieś relacje z magistratem. Np. ktoś kieruje jakąś instytucją współpracującą z miastem i nie chce sobie robić wrogów. Albo – co jest chyba najbardziej szkodliwe – ma świadomość potencjalnej współpracy z mia­stem i nie chce sobie robić kłopotów na przyszłość. W Krakowie panuje taka atmosfera omerty. Nie jest do końca racjonalna, bo prezydent nie ma wszech­władzy, ale elity wybierają swój spokój i bezpieczeń­stwo i starają się nie komentować głośno działań prezydenta Krakowa, szczególnie w krytycznym to­nie, na czym cierpi dobro wspólne. Trzeci argument dotyczy informacji i dostępu do wiedzy. Lokalne media są powiązane w dużej mierze z magistratem. Z perspektywy dziennikarza kłopotliwe jest atako­wanie urzędu miasta, który jest największym zlece­niodawcą reklam w mieście. Dla mediów lokalnych artykuły sponsorowane, treści partnerskie i inne materiały zamawiane przez urzędników to są łatwe pieniądze. I łatwo być przez to – w pewien sposób – „poblatowanym z magistratem”. Albo mieć z tyłu gło­wy przekonanie, że im większa krytyka, tym mniej­sza szansa na taką reklamę.

Mamy zdefiniowaną „ugotowaną żabę” i pozostań­my przy wysokich temperaturach. Minął ponad rok od pożaru miejskiego archiwum, ale o tym zdarzeniu wiemy tyle, ile w dzień pożaru. Dlacze­go skasowanie pamięci miasta nie wstrząsnęło ani opinią pu­bliczną, ani organami ścigania?

Bo nadal bardzo mało wie­my. A to jest wynikiem słabości państwa: prokuratura jest słaba, policja jest słaba, ogólnie or­gany ścigania są słabe. Minęło tyle czasu, a nadal nie wiemy nic. W przestrzeni publicznej pojawiają się wobec tego róż­ne teorie spiskowe, ale one nie do końca muszą być teoriami spiskowymi. Przecież jesteśmy w stanie wyobrazić sobie osoby, które np. nie do końca legalnie kupiły jakąś kamienicę czy grun­ty i chciałyby wymazać tę część pamięci miasta. Istnieje szansa, że to była pobudka do tego, aby archiwum się spaliło. Ale w związku z tym, że orga­ny ścigania o niczym nie informują, to bardzo łatwo lokalnym politykom zbijać takie argumenty i każ­dego, kto coś takiego zasugeruje, nazwać „szurem”. A prokuratura? W tak ekstremalnie ważnej sprawie powinno być wszystko przejrzyste, a postępowanie powinno być prowadzone dynamicznie. Dlaczego prokuratura nie robi cotygodniowych konferencji prasowych, w czasie których mówiłaby o postępach w śledztwie, zabezpieczonych dowodach, hipote­zach, które założyli śledczy? Do ludzi idzie sygnał, że „nic się nie stało” i uznajemy, że tak powinno być. A nie powinno. Zresztą w Krakowie mieliśmy spo­ro spraw, które budziły wątpliwości, ale niemal ni­gdy nie kończyły się zarzutami czy więzieniem lub choćby wskazaniem winnych. Tu wychodzi słabość państwa.

Ale mamy za to mnóstwo konferencji prasowych dotyczących igrzysk europejskich. Te są organizowane przez „aksamitną koalicję”: Prawo i Spra­wiedliwość i Jacka Majchrowskiego. I – zapewne zupełnym przypadkiem – będą odbywać się w cza­sie najbliższej kampanii wyborczej. Czy organizowanie tak dużej imprezy sportowej w Krakowie to dobry pomysł?

Jeszcze parę lat temu byłem zwolennikiem tego po­mysłu. Intuicyjnie uważałem, że będzie to szansa na reanimację branży turystycznej po pandemii w Kra­kowie i Małopolsce. Ale z biegiem czasu to straciło swój sens. Na­gle się okazało, że z obiecanego 1,5 mld zł dostaniemy jedynie 0,5 mld. Do tego dochodzi wojna na Ukrainie – i jedną ręką robimy ogólnokrajową zrzutkę na pomoc Ukraińcom, a drugą ręką orga­nizujemy kosztowną imprezę. Dlatego moim zdaniem to błąd, ale rząd oraz Jacek Majchrowski myślą zapewne pod dyktando terminarza wyborczego. I już so­bie wyobrażają otwarcie impre­zy na stadionie Wisły, na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów, transmitowane na żywo przez TVP Info. I to będzie ten moment koronacyjny dla Jacka Majchrow­skiego, który on zawsze chciał mieć. Bo Jacek Majchrowski – patrząc na styl zarzą­dzania miastem – jest boomerem lat 90., a te igrzyska są celem dużego boomera. Współcześni, młodzi prezydenci miast chwalą się tym, że jadą do pracy rowerem i jedzą na ławce śniadanie. Prezydent Majchrowski chce wystąpić przed dziesiątkami ty­sięcy ludzi, telewizją ogólnokrajową i być fotografo­wanym przez tysiące fotoreporterów.

A jak skomentujesz to, że magistrat poprosił mieszkańców o zrzutkę na dom pomocy społecz­nej dla Ukraińców uciekających przed wojną? Przecież miasto ma 7-miliardowy budżet, urzęd­nicy kupują sobie limuzyny i drogie telefony, a za­brakło na niezbędną pomoc i wyciąga się rękę po jałmużnę w stronę mieszkańców.

Słuchałem akurat konferencji prasowej w tej spra­wie. Rzecznik prasowa prezydenta tłumaczyła wówczas, że musi być zrzutka, bo zamknięto już budżet na ten rok i nie ma skąd tych pieniędzy wziąć. Ale ten argument jest nieprawdziwy, bo wystarczy jedno głosowanie w radzie miasta nad poprawką do bu­dżetu. Prawdopodobnie wszyscy radni poparliby ten pomysł, bo kto byłby przeciw pomocy potrzebują­cym Ukraińcom? Ale zasłanianie się przepisami czy prawem, to typowy styl Jacka Majchrowskiego. Gdy zatrudniał Jana T., nad którym ciążyło kilkanaście za­rzutów prokuratorskich, też zasłaniał się przepisami i mówił, że po prostu wygrał w konkursie i wszystko jest legalne. A co do zrzutki, to jest to dość niesmacz­ne. Mamy ogromny budżet, z którego na pewno da­łoby się to sfinansować, a sam prezydent nie robi zrzutek na nowy samochód dla siebie albo ławkę za 230 tysięcy złotych, która stanęła na placu Biskupim.

Pomówmy o tym, jak władze miasta rozmawiają z ludźmi. Mam wrażenie, że każdy, kto nie klepie prezydenta Majchrowskiego po plecach, jest od razu oskarżany przez jego otoczenie o to, że jest kupiony, uczestniczy w spisku albo jest zmanipulo­wany przez firmę PR-ową. Jak to wpływa na debatę publiczną w mieście?

Tak jak już wspomniałem, prezydent Majchrow­ski jest boomerem. Jego styl zarządzania miastem pochodzi z głębokich lat 90. Wtedy panował taki trend zachłyśnięcia się biznesem i oczekiwaliśmy od prezydentów, żeby zarządzali miastem jak fir­mą. Taki duch Leszka Balcerowicza. Ale minęło już kilka dekad i eksperci oraz nauka doszli do wniosku, że miasto nie jest jednak biznesem, tylko zdecydowanie bardziej złożonym systemem, jego głównym celem nie jest zysk i ma inne zadania niż prywatna firma. Taki dyktatorski, biznesowy styl stracił już sens. Z punktu widzenia nowoczesnego zarządza­nia miastem – gospodarz powinien współzarządzać z mieszkańcami, być koordynatorem ich inicjatyw. Bo to oni wiedzą najlepiej, czego potrzebują w swo­im najbliższym sąsiedztwie. Ale prezydent rządzi w starym stylu i każdego, kto przychodzi z jakimś innym pomysłem niż jego pomysł, traktuje od razu jako wroga. Bo podchodzi do rządzenia miastem jak do prywatnej firmy, a do ludzi z pomysłami jak do kogoś, kto kwestionuje wcześniejsze decyzje. Dla­tego Jacek Majchrowski jest po prostu boomerem i nie chodzi tu o wiek, ale o mentalność. Są 70-lat­kowie, którzy doskonale ogarniają obecną rzeczywi­stość, a prezydent Krakowa zatrzymał się w latach 90. Dlatego pod Wawelem albo przytakujesz panu pro­fesorowi we wszystkim i stajesz się częścią familii, albo – jeśli tego nie robisz – jesteś uznawany za wro­ga, który na pewno tylko czeka, żeby przejąć władzę.

No tak – „kto nie z Mieciem, tego zmieciem”. Spró­bujmy zrobić ocenę obecnej kadencji Jacka Majchrowskiego. Jakie są największe sukcesy, a jakie największe porażki po 4 latach rządów?

Sukces to na pewno wykup Wesołej. My za tym moc­no lobbowaliśmy w Klubie Jagiellońskim i stworzy­liśmy w tym temacie mocną presję społeczną. Fakt, że deweloperzy nie zabudowali ostatniego rejonu centrum Krakowa, to jest coś, co zostanie z nim na lata i jeśli pojawi się biografia Jacka Majchrowskie­go, to rozdział o Wesołej będzie napisany złotymi zgłoskami. Po drugie, za dobrą decyzję uważam oddanie koordynacji pomocy Ukraińcom Uniwer­sytetowi Ekonomicznemu. Publiczna uczelnia nie jest zamieszana w żadne spory polityczne, dlatego znacznie łatwiej jest jej dogadać się z wieloma in­teresariuszami, takimi jak organizacje pozarządowe. Po trzecie, za pozytywne uważam zmiany transpor­towe wokół Starego Miasta. Priorytet dla komunika­cji publicznej czy stworzenie dróg rowerowych, np. na ulicy Grzegórzeckiej, to ruch w dobrym kierunku.

Co do porażek – to wspomniane już igrzyska euro­pejskie. Jest to porażka pod tym kątem, że urzędnicy mają przed sobą dużo wyzwań i rzeczy, któ­rych oczekują mieszkańcy. Będą wkładali dużo sił i energii w tę imprezę, a jest ona dla mieszkańców mało istotna i na pewno oczekiwaliby, aby urzęd­nicy w pierwszej kolejności zajmowali się chlebem, a nie igrzyskami. Druga sprawa to utrata Impact­CEE – drugiej najważniejszej imprezy biznesowej w Polsce. Została ona oddana w zasadzie bez walki, nikt się o nią nie bił, nie było nawet na ten temat konferencji prasowej. Znowu takie „nic się nie stało”. To wydarzenie przeniosło się do Poznania i stoli­ca Wielkopolski będzie z niego korzystać. W połą­czeniu z utratą Forum Ekonomicznego w Krynicy, mamy ogromną stratę dla Krakowa i Małopolski. Po trzecie, za coś zabawnego uważam wszelkie stara­nia Krakowa o bycie Zieloną Stolicą Europy. Sama idea startu Krakowa – miasta deweloperów – jest zakrzywianiem rzeczywistości. Do tego różne prze­kłamania we wniosku konkursowym, tworzenie at­mosfery wielkiej wagi nagrody itp. Zdecydowanie wolałbym, żeby ta energia przeniesiona została na realne działania.

Rozmawiał Grzegorz Krzywak

Karol Wałachowski – ekonomista, ekspert ds. rozwoju miast, pracownik badawczo-dydaktyczny Uniwersytetu Ekonomicznego. Współtwórca podcastu Międzymiastowo. Członek Klubu Jagiellońskiego.