Jacek Majchrowski jest boomerem z lat 90.
boomer – starsza osoba (oryginalnie z okresu baby boom 1946-1964), z przestarzałymi poglądami, nienadążająca za współczesnością (źródło: wikitionary.org)
Karol Wałachowski to jeden z najbardziej uważnych obserwatorów krakowskiej polityki i jej meandrów. To co widzi, opisuje i nie owija przy tym w bawełnę. To rzadkość w Krakowie, bo w tutejszej przestrzeni medialnej o Jacku Majchrowskim pisze się z reguły albo dobrze, albo wcale. Dlaczego tak jest? Wałachowski wyjaśnił to w swoim głośnym tekście pt. „Gotowanie żaby po krakowsku”. Tekście, który wśród wielu mieszkańców wywołał szok, a w krakowskim magistracie popłoch.
Dlaczego porównałeś krakowian do ugotowanej żaby?
Jeśli żaba zostanie wrzucona do wrzątku, to od razu wyskakuje. Jeśli wrzuci ją się do zimnej wody i powoli podgrzewa, to można ją ugotować, a ona nie zauważa wzrostu temperatury. I chyba tak właśnie jest z mieszkańcami Krakowa. Dlaczego? Argumenty są trzy. Po pierwsze – przywykliśmy do złego zarządzania miastem, bo mamy tego samego prezydenta od 20 lat i to „krakowskie bagienko”, różnego rodzaju afery, nie robią już na nas wrażenia i jesteśmy nimi uśpieni. Drugi argument to postawa elit. Elity powinny wyjaśniać zwykłym mieszkańcom skomplikowane procesy, które nie każdy z nas rozumie. W Krakowie jednak elity często maja jakieś relacje z magistratem. Np. ktoś kieruje jakąś instytucją współpracującą z miastem i nie chce sobie robić wrogów. Albo – co jest chyba najbardziej szkodliwe – ma świadomość potencjalnej współpracy z miastem i nie chce sobie robić kłopotów na przyszłość. W Krakowie panuje taka atmosfera omerty. Nie jest do końca racjonalna, bo prezydent nie ma wszechwładzy, ale elity wybierają swój spokój i bezpieczeństwo i starają się nie komentować głośno działań prezydenta Krakowa, szczególnie w krytycznym tonie, na czym cierpi dobro wspólne. Trzeci argument dotyczy informacji i dostępu do wiedzy. Lokalne media są powiązane w dużej mierze z magistratem. Z perspektywy dziennikarza kłopotliwe jest atakowanie urzędu miasta, który jest największym zleceniodawcą reklam w mieście. Dla mediów lokalnych artykuły sponsorowane, treści partnerskie i inne materiały zamawiane przez urzędników to są łatwe pieniądze. I łatwo być przez to – w pewien sposób – „poblatowanym z magistratem”. Albo mieć z tyłu głowy przekonanie, że im większa krytyka, tym mniejsza szansa na taką reklamę.
Mamy zdefiniowaną „ugotowaną żabę” i pozostańmy przy wysokich temperaturach. Minął ponad rok od pożaru miejskiego archiwum, ale o tym zdarzeniu wiemy tyle, ile w dzień pożaru. Dlaczego skasowanie pamięci miasta nie wstrząsnęło ani opinią publiczną, ani organami ścigania?
Bo nadal bardzo mało wiemy. A to jest wynikiem słabości państwa: prokuratura jest słaba, policja jest słaba, ogólnie organy ścigania są słabe. Minęło tyle czasu, a nadal nie wiemy nic. W przestrzeni publicznej pojawiają się wobec tego różne teorie spiskowe, ale one nie do końca muszą być teoriami spiskowymi. Przecież jesteśmy w stanie wyobrazić sobie osoby, które np. nie do końca legalnie kupiły jakąś kamienicę czy grunty i chciałyby wymazać tę część pamięci miasta. Istnieje szansa, że to była pobudka do tego, aby archiwum się spaliło. Ale w związku z tym, że organy ścigania o niczym nie informują, to bardzo łatwo lokalnym politykom zbijać takie argumenty i każdego, kto coś takiego zasugeruje, nazwać „szurem”. A prokuratura? W tak ekstremalnie ważnej sprawie powinno być wszystko przejrzyste, a postępowanie powinno być prowadzone dynamicznie. Dlaczego prokuratura nie robi cotygodniowych konferencji prasowych, w czasie których mówiłaby o postępach w śledztwie, zabezpieczonych dowodach, hipotezach, które założyli śledczy? Do ludzi idzie sygnał, że „nic się nie stało” i uznajemy, że tak powinno być. A nie powinno. Zresztą w Krakowie mieliśmy sporo spraw, które budziły wątpliwości, ale niemal nigdy nie kończyły się zarzutami czy więzieniem lub choćby wskazaniem winnych. Tu wychodzi słabość państwa.
Ale mamy za to mnóstwo konferencji prasowych dotyczących igrzysk europejskich. Te są organizowane przez „aksamitną koalicję”: Prawo i Sprawiedliwość i Jacka Majchrowskiego. I – zapewne zupełnym przypadkiem – będą odbywać się w czasie najbliższej kampanii wyborczej. Czy organizowanie tak dużej imprezy sportowej w Krakowie to dobry pomysł?
Jeszcze parę lat temu byłem zwolennikiem tego pomysłu. Intuicyjnie uważałem, że będzie to szansa na reanimację branży turystycznej po pandemii w Krakowie i Małopolsce. Ale z biegiem czasu to straciło swój sens. Nagle się okazało, że z obiecanego 1,5 mld zł dostaniemy jedynie 0,5 mld. Do tego dochodzi wojna na Ukrainie – i jedną ręką robimy ogólnokrajową zrzutkę na pomoc Ukraińcom, a drugą ręką organizujemy kosztowną imprezę. Dlatego moim zdaniem to błąd, ale rząd oraz Jacek Majchrowski myślą zapewne pod dyktando terminarza wyborczego. I już sobie wyobrażają otwarcie imprezy na stadionie Wisły, na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów, transmitowane na żywo przez TVP Info. I to będzie ten moment koronacyjny dla Jacka Majchrowskiego, który on zawsze chciał mieć. Bo Jacek Majchrowski – patrząc na styl zarządzania miastem – jest boomerem lat 90., a te igrzyska są celem dużego boomera. Współcześni, młodzi prezydenci miast chwalą się tym, że jadą do pracy rowerem i jedzą na ławce śniadanie. Prezydent Majchrowski chce wystąpić przed dziesiątkami tysięcy ludzi, telewizją ogólnokrajową i być fotografowanym przez tysiące fotoreporterów.
A jak skomentujesz to, że magistrat poprosił mieszkańców o zrzutkę na dom pomocy społecznej dla Ukraińców uciekających przed wojną? Przecież miasto ma 7-miliardowy budżet, urzędnicy kupują sobie limuzyny i drogie telefony, a zabrakło na niezbędną pomoc i wyciąga się rękę po jałmużnę w stronę mieszkańców.
Słuchałem akurat konferencji prasowej w tej sprawie. Rzecznik prasowa prezydenta tłumaczyła wówczas, że musi być zrzutka, bo zamknięto już budżet na ten rok i nie ma skąd tych pieniędzy wziąć. Ale ten argument jest nieprawdziwy, bo wystarczy jedno głosowanie w radzie miasta nad poprawką do budżetu. Prawdopodobnie wszyscy radni poparliby ten pomysł, bo kto byłby przeciw pomocy potrzebującym Ukraińcom? Ale zasłanianie się przepisami czy prawem, to typowy styl Jacka Majchrowskiego. Gdy zatrudniał Jana T., nad którym ciążyło kilkanaście zarzutów prokuratorskich, też zasłaniał się przepisami i mówił, że po prostu wygrał w konkursie i wszystko jest legalne. A co do zrzutki, to jest to dość niesmaczne. Mamy ogromny budżet, z którego na pewno dałoby się to sfinansować, a sam prezydent nie robi zrzutek na nowy samochód dla siebie albo ławkę za 230 tysięcy złotych, która stanęła na placu Biskupim.
Pomówmy o tym, jak władze miasta rozmawiają z ludźmi. Mam wrażenie, że każdy, kto nie klepie prezydenta Majchrowskiego po plecach, jest od razu oskarżany przez jego otoczenie o to, że jest kupiony, uczestniczy w spisku albo jest zmanipulowany przez firmę PR-ową. Jak to wpływa na debatę publiczną w mieście?
Tak jak już wspomniałem, prezydent Majchrowski jest boomerem. Jego styl zarządzania miastem pochodzi z głębokich lat 90. Wtedy panował taki trend zachłyśnięcia się biznesem i oczekiwaliśmy od prezydentów, żeby zarządzali miastem jak firmą. Taki duch Leszka Balcerowicza. Ale minęło już kilka dekad i eksperci oraz nauka doszli do wniosku, że miasto nie jest jednak biznesem, tylko zdecydowanie bardziej złożonym systemem, jego głównym celem nie jest zysk i ma inne zadania niż prywatna firma. Taki dyktatorski, biznesowy styl stracił już sens. Z punktu widzenia nowoczesnego zarządzania miastem – gospodarz powinien współzarządzać z mieszkańcami, być koordynatorem ich inicjatyw. Bo to oni wiedzą najlepiej, czego potrzebują w swoim najbliższym sąsiedztwie. Ale prezydent rządzi w starym stylu i każdego, kto przychodzi z jakimś innym pomysłem niż jego pomysł, traktuje od razu jako wroga. Bo podchodzi do rządzenia miastem jak do prywatnej firmy, a do ludzi z pomysłami jak do kogoś, kto kwestionuje wcześniejsze decyzje. Dlatego Jacek Majchrowski jest po prostu boomerem i nie chodzi tu o wiek, ale o mentalność. Są 70-latkowie, którzy doskonale ogarniają obecną rzeczywistość, a prezydent Krakowa zatrzymał się w latach 90. Dlatego pod Wawelem albo przytakujesz panu profesorowi we wszystkim i stajesz się częścią familii, albo – jeśli tego nie robisz – jesteś uznawany za wroga, który na pewno tylko czeka, żeby przejąć władzę.
No tak – „kto nie z Mieciem, tego zmieciem”. Spróbujmy zrobić ocenę obecnej kadencji Jacka Majchrowskiego. Jakie są największe sukcesy, a jakie największe porażki po 4 latach rządów?
Sukces to na pewno wykup Wesołej. My za tym mocno lobbowaliśmy w Klubie Jagiellońskim i stworzyliśmy w tym temacie mocną presję społeczną. Fakt, że deweloperzy nie zabudowali ostatniego rejonu centrum Krakowa, to jest coś, co zostanie z nim na lata i jeśli pojawi się biografia Jacka Majchrowskiego, to rozdział o Wesołej będzie napisany złotymi zgłoskami. Po drugie, za dobrą decyzję uważam oddanie koordynacji pomocy Ukraińcom Uniwersytetowi Ekonomicznemu. Publiczna uczelnia nie jest zamieszana w żadne spory polityczne, dlatego znacznie łatwiej jest jej dogadać się z wieloma interesariuszami, takimi jak organizacje pozarządowe. Po trzecie, za pozytywne uważam zmiany transportowe wokół Starego Miasta. Priorytet dla komunikacji publicznej czy stworzenie dróg rowerowych, np. na ulicy Grzegórzeckiej, to ruch w dobrym kierunku.
Co do porażek – to wspomniane już igrzyska europejskie. Jest to porażka pod tym kątem, że urzędnicy mają przed sobą dużo wyzwań i rzeczy, których oczekują mieszkańcy. Będą wkładali dużo sił i energii w tę imprezę, a jest ona dla mieszkańców mało istotna i na pewno oczekiwaliby, aby urzędnicy w pierwszej kolejności zajmowali się chlebem, a nie igrzyskami. Druga sprawa to utrata ImpactCEE – drugiej najważniejszej imprezy biznesowej w Polsce. Została ona oddana w zasadzie bez walki, nikt się o nią nie bił, nie było nawet na ten temat konferencji prasowej. Znowu takie „nic się nie stało”. To wydarzenie przeniosło się do Poznania i stolica Wielkopolski będzie z niego korzystać. W połączeniu z utratą Forum Ekonomicznego w Krynicy, mamy ogromną stratę dla Krakowa i Małopolski. Po trzecie, za coś zabawnego uważam wszelkie starania Krakowa o bycie Zieloną Stolicą Europy. Sama idea startu Krakowa – miasta deweloperów – jest zakrzywianiem rzeczywistości. Do tego różne przekłamania we wniosku konkursowym, tworzenie atmosfery wielkiej wagi nagrody itp. Zdecydowanie wolałbym, żeby ta energia przeniesiona została na realne działania.
Rozmawiał Grzegorz Krzywak
Karol Wałachowski – ekonomista, ekspert ds. rozwoju miast, pracownik badawczo-dydaktyczny Uniwersytetu Ekonomicznego. Współtwórca podcastu Międzymiastowo. Członek Klubu Jagiellońskiego.