Miasto nie dla wszystkich
Rozmowa z Magdaleną Milert – architektką i autorką bloga pieing.cafe, za pośrednictwem którego w bardzo ciekawy sposób opowiada o gospodarce przestrzennej, architekturze, urbanistyce i psychologii architektury i przestrzeni.
Dla kogo zaprojektowane są miasta, na przykład Kraków? Pod kogo?
Pod zdrowego, sprawnego fizycznie mężczyznę w średnim wieku. Taki facet idzie (o ile nie jedzie samochodem – statystycznie więcej jest kierowców – mężczyzn) przez miasto szybkim krokiem w określonym celu. Nie potrzebuje usiąść, żeby odpocząć. Nie potrzebuje cienia. Zdąży przejść na zielonym.
Tacy ludzie są w mniejszości.
No właśnie.
Kto w ten sposób zostaje wykluczony? Nie wzięty pod uwagę?
Większość! Kobieta, która pcha wózek albo idzie z ciężkimi zakupami. Starszy pan. Osoba, która porusza się o kulach. Normy są ustawione pod tego sprawnego mężczyznę, oparte na założeniu, że reszta będzie musiała jakoś sobie poradzić. No i jakoś sobie radzimy. Ale jest rok 2021, zaczynamy loty na Marsa i nie powinno być tak, że matka z dzieckiem na każdym kroku musi kombinować, jak przejść z wózkiem, bo biały suv zaparkował na chodniku. Nawet schody projektowane są według tak zwanego wzoru na schody wygodne. Ten wzór jest opracowany na podstawie kroku mężczyzny.
Kiedy zwróciłaś uwagę na te nierówności?
Jako nastolatka mieszkałam w Wieliczce z babcią i dziadkiem. To było osiedle starszych ludzi. Uderzyło mnie, jak bardzo ta przestrzeń jest niedostosowana do mieszkańców. Widziałam sąsiadki, które łamały sobie nogi na nierównych płytach chodnikowych, widziałam, jak karetka nie może zaparkować, bo wjazd zastawiony jest przez samochody. Klatki schodowe były tak wąskie, że nie dało się przenieść chorego do karetki na noszach, trzeba było nieść go/ją w kocu. No i byli tak zwani Więźniowie Czwartego Piętra.
W czteropiętrowych blokach nie ma wind.
Tak, przepisy mówią, że winda „obowiązuje” od piątego piętra. Starsi ludzie z kłopotami z chodzeniem nie mogą więc wejść ani wyjść.
Wielu z nas miało namiastkę tego w trakcie lockdownu.
My to teraz trochę przeżyliśmy. Tyle, że co innego, jak się ma gorszy dzień i nie chce się wyjść z domu, a co innego, kiedy by się chciało, ale się nie da. Więźniowie Czwartego Piętra mają tak cały czas. Tak zaczyna się błędne koło, bo wiadomo, że brak ruchu osłabia zdrowie. Do tego dochodzi samotność, potem depresja. Kiedy mieszkałam na tamtym osiedlu, często mówiło się, że kogoś nie widzieliśmy od bardzo dawna. To właśnie byli Więźniowie Czwartego Piętra.
Potem zostałaś architektką.
Pracowałam w biurze architektonicznym. Zaczęłam dużo czytać, oglądać. I coraz bardziej miałam moralniaka – czułam, że robię coś innego, niż powinnam. Że to, co projektujemy, jest O.K. dla inwestora, ale już nie dla wszystkich mieszkańców.
Na swoim blogu „pieing.cafe” piszesz: „Rzuciłam tę pracę na rzecz opowiadania o tym, jak robić miasto”.
Ważnym momentem była dla mnie kontuzja kolana: noga w gipsie od kostki do uda. Już przy wyjściu z budynku miałam problem: ciężkie, szklane drzwi, trudno było je otworzyć. A jeśli jeszcze niosłam zakupy, to byłam bez szans. Problem z wejściem do tramwaju, z drzwiami do sklepów, z windami rzekomo dla niepełnosprawnych, do których nie da się dostać bez pomocy obsługi, do której z kolei nie da się dodzwonić albo dojść inaczej niż schodami.
Ci, którzy dzisiaj „robią miasto” wydają się tego wszystkiego nie widzieć. Co byś im poradziła?
Znosić niewidzialne bariery: dostawiać windy (jest to możliwe); robić siedziska na półpiętrach dla tych, którzy potrzebują odpoczywać. Siedmiokrotnie podnieść opłaty za wycinkę drzew, pięciokrotnie sprawdzać każdy wniosek o wycięcie. Dbać o infrastrukturę zieleni: drzewa, krzaki, łąki, trawniki – to wszystko nie przypadkiem nazywa się infrastrukturą. Zieleń to mniejszy hałas, mniej śmierci z powodu upałów, niższy stres, mniejsza podatność na choroby, lepsze powietrze.
Co jeszcze?
Bardzo ważne jest, żeby urbaniści tworzyli plany miejscowe w oparciu o zabudowę kwartałową.
Co to takiego?
W Krakowie i w Polsce w ogóle jest tak, że to, co nowe, to wolnostojące bloki. Do tego spotykamy strukturę łanową . Ktoś sprzedaje wąski pasek ziemi, potem na tym pasku stają szeregówki, jest droga dojazdowa, i tyle.
A kwartał?
To zabudowa bardziej śródmiejska. Tak jest na przykład w Barcelonie. Kwartały mają wewnętrzne dziedzińce, na które nie wjeżdżają samochody. Są place zabaw. Można rozwiesić pranie. Są miejsca, gdzie można przysiąść, pogadać. Tworzą się więzi, rozwijają biznesy przez tak zwany aktywny parter – na parterze są usługi, sklepy, ławeczki.
To nie przypomina krakowskich osiedli.
Teraz głównie się grodzimy: jedna brama, druga brama, jeden kod, drugi kod.
I chcemy jak najszybciej przedostać się przez te wszystkie bariery i wejść do mieszkania. Jak to jest, że instynktownie wiemy, że takie grodzone osiedle to nie jest fajne miejsce?
Potrzebujemy przestrzeni, które odpowiadają tak zwanej ludzkiej skali. Na przykład chodnik: ludzka skala oznacza, że będzie wystarczająco szeroki, żeby wygodnie mogła nim przejechać osoba na wózku, ktoś z wózkiem dziecięcym albo ktoś, kto w jednej ręce trzyma zakupy, a za drugą trzyma swoje dziecko. Jeśli chodnik przylega do pasa drogowego – trzeba, żeby był szeroki, odgrodzony pasem zieleni, żebyśmy się nie obawiali, że w deszczu ochlapią nas samochody. Wiele chodników tego nie zapewnia. Albo sklepy – badania pokazują, że lepiej się czujemy, jeśli sklep jest na parterze. Czujemy się też dobrze, kiedy przestrzeń ma aktywny parter – ten, o którym już mówiłam. Potrzebujemy, żeby w parkach było dobre oświetlenie, jeśli mamy czuć się w nich bezpiecznie po zmierzchu.
Czego jeszcze potrzebujemy?
Spaceru.
Wiem, że Ty sama dużo spacerujesz.
W ten sposób dzielnica staje się jakby przedłużeniem mojego domu. Tak jest na Starym Mokotowie, tak jest w Krakowie na Starych Grzegórzkach i Starych Dębnikach – te obszary zostały tak zaprojektowane, że chce się po nich chodzić, a nie tylko dotrzeć do mieszkania. Są ławki, alejki, skwery. Kiedy idę spacerem przez swoją dzielnicę, widzę, co się w niej dzieje – może gdzieś remontują chodnik, może jakiś sklep otwierają albo zamykają. No i robię coś, co jest dla mnie dobre: doświadczam naturalnego ruchu, którego nasze ciało potrzebuje. To właśnie chodzenie jest przecież naszym naturalnym ruchem.
Chodzisz nawet bez celu?
Oczywiście. Samo przejście jest celem.
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru naszego kwartalnika – cały numer znajdziesz TUTAJ.