Pożar archiwum: nowe fakty
Pożar supernowoczesnego, oddanego do użytku w 2018 roku archiwum miejskiego w Krakowie wybuchł w dwóch z trzech hal w sobotni wieczór, 6 lutego. Akcja strażaków trwała blisko tydzień. Podczas niej zalane zostało sąsiednie miejskie centrum monitoringu. Trwa prokuratorskie śledztwo w tej sprawie. Prowadzone jest pod kątem „umyślnego sprowadzenia” zdarzenia, zagrażającego mieniu wielkich rozmiarów.
Informacje dotyczące pożaru i samego archiwum już w pierwszych dniach były niejasne. Podstawowe wątpliwości budził fakt, że ogień pojawił się niezależnie w dwóch halach. Początkowo nie było wiadomo, jakie dokładnie dokumenty były tam przechowywane. Od władz miasta płynęły sprzeczne komunikaty – Jacek Majchrowski twierdził, że część została zdigitalizowana, czyli zeskanowana i zapisana na nośnikach elektronicznych. Wkrótce potem jego rzeczniczka przyznała, że ani jeden dokument nie został zachowany w takiej formie, bo „urząd nie ma takiego obowiązku”. Sporo światła na kwestię pożaru rzuciło dziennikarskie śledztwo red. Dawida Serafina z portalu Onet.pl. Opisujemy tutaj najważniejsze wątki.
2016: budowa archiwum
Jak się okazało, znajdujące się w pobliżu archiwum hydranty nie miały minimalnej wydajności, jaką określają przepisy przeciwpożarowe. Czyli, po prostu, w przypadku pożaru strażacy nie mieliby dostępu do wystarczającej ilości wody potrzebnej do gaszenia. Dlatego projektanci budynku zawnioskowali do Komendanta Wojewódzkiego Straży Pożarnej o pozwolenie na tzw. rozwiązania zastępcze – a ten się zgodził. W efekcie w budynku zainstalowano „urządzenia gaśnicze aerozolowe”. Archiwum powstało w Czyżynach, przy ul. Na Załęczu 2. Jak się okazuje, ten teren został zalany podczas powodzi w 2010 roku. To obszar zagrożony tzw. wodą stuletnią. Zgodnie z zaleceniami ekspertów archiwa nie powinny być lokalizowane w takich miejscach. Co więcej, jak nieoficjalnie udało się dowiedzieć dziennikarzowi, podczas budowy urzędnicy sugerowali wykorzystanie takich materiałów, które skutecznie zatrzymają wodę. Urząd przyznał, że wykorzystano beton wodoszczelny i podniesiono fundamenty. To wszystko prawdopodobnie przeszkodziło strażakom w dostaniu się do środka – musieli wycinać ogromne otwory w ścianach budynku, żeby gasić pożar wewnątrz.
2018: urządzanie archiwum
W 2018 roku Zarząd Inwestycji Miejskich rozpisał przetarg na kupno regałów do archiwum miejskiego. Wytyczne istotnie różniły się od pierwotnego projektu. Zgodnie z tym ostatnim regały powinny być nie wyższe niż 225 cm i ustawiane tak, żeby pomiędzy nimi pozostawić przestrzeń. Urzędnicy zdecydowali jednak inaczej. Regały sięgały prawie pod sufit, ustawione zostały znacznie gęściej i miały być zrobione z litej blachy. W efekcie powstało tzw. „magazynowanie zwarte”. W trakcie przetargu jedna z firm zgłosiła swoje zastrzeżenia do tych wymogów. W swoim zapytaniu argumentowała m.in., że zamontowana w halach instalacja przeciwpożarowa gaszenia gazem jest wysoce nieskuteczna przy gaszeniu pożaru archiwów wyposażonych w standardowe tzw. „magazynowanie zwarte”. Konstrukcja regałów wykonana z pełnej blachy (półek górnych, ścian bocznych, frontów i pleców regałów) powoduje po zsunięciu regałów powstanie jednolitej szczelnej „bryły” regałów. Skutkuje to opóźnieniem w wykryciu ew. pożaru, a następnie utrudnia wypełnianie przestrzeni między regałami i w ich środku gazem. Firma zawnioskowała o zmianę wytycznych dotyczących regałów. Urzędnicy odmówili.
Zgodnie z projektem budowlanym w archiwum przewidziano około 19 tys. metrów bieżących półek. Tymczasem zamontowano ich w sumie 23,4 tys. – czyli o prawie ¼ więcej. Kolejnym odstępstwem od pierwotnego projektu był sposób przesuwania regałów. Zgodnie z nim miały one być przesuwane ręcznie. Finalnie jednak zdecydowano się na napęd elektryczny, co wymagało wymiany instalacji elektrycznej w obiekcie. Red. Serafinowi nie udało się ustalić, kto o tym zdecydował i kto tę wymianę wykonał. Warto w tym kontekście pamiętać, że jedną z rozważanych przez prokuraturę przyczyn pożaru jest zwarcie instalacji elektrycznej.
W archiwum miejskim w Krakowie przechowywano 20 kilometrów akt. Z szacunków wynika, że to od 150 do 200 milionów dokumentów. Jak się niedawno okazało, jednym z nich było pozwolenie na budowę na działce na Klinach dla dewelopera, który dopiero co tę działkę ogrodził – prawdopodobnie nielegalnie. Więcej o tej sprawie piszemy w artykule „Moda na płoty”.