Przyrody potrzebuje i mały, i duży człowiek
Rozmowa z dr. inż. Kasprem Jakubowskim – architektem krajobrazu, aktywistą miejskim, prezesem fundacji „Dzieci w Naturę!” i autorem publikacji dotyczących ekologii miasta i zieleni miejskiej.
Co to jest „syndrom deficytu natury”?
Pisze o tym Richard Louv w książce „Ostatnie dziecko lasu”. Jeśli dziecko nie miało regularnego kontaktu z naturą, zwłaszcza do szóstego roku życia, czekają je problemy z koncentracją, odpornością, empatią.
Chodzenie po lesie na pierwszy rzut oka nie ma zbyt wiele wspólnego z empatią czy koncentracją. Na czym polega ten związek?
Przez 99% historii ludzkości ludzie wychowywali się w środowisku innym niż miejskie, spędzali czas przede wszystkim w naturze. Jako ludzie potrzebujemy tak zwanych miękkich bodźców – dotknąć, powąchać, skosztować, usłyszeć, popatrzeć. Można to zrobić w lesie, ale już siedząc cały dzień przed ekranem komputera – nie.
W czasie pandemii nasze zamknięcie w domach przybrało jeszcze bardziej radykalną postać. Ale i wcześniej, jak rozumiem, byliśmy „zamknięci”. Czy można powiedzieć, że, z perspektywy historycznej, ludzkość jest w lock-downie? Zbiorowej kwarantannie?
Dokładnie tak. Brytyjczycy opublikowali badania, które pokazują, że dzieci w Wielkiej Brytanii spędzają mniej czasu na zewnątrz niż więźniowie na spacerniaku. Obawiam się, że w Polsce jest podobnie. Człowiek, i mały, i duży, potrzebuje przyrody, otwartej przestrzeni, dalekiego widoku, kontaktu z dziką przyrodą – nie tylko doniczki na balkonie. W ostatnich tygodniach mocno to poczuliśmy.
Byliśmy dosłownie unieruchomieni w naszych mieszkaniach.
To nam pokazało, jak bardzo potrzebujemy przyrody. Mieszkam niedaleko lasu Witkowickiego. Takich tłumów jak wtedy, kiedy dopuszczono spacery, nigdy w tym lesie nie widziałem. To zresztą pokazuje, jakiego rodzaju terenów rekreacyjnych potrzebujemy.
Czyli?
Las Witkowicki to nie park Jordana. Oczywiście, miejskie parki są potrzebne, ale potrzebujemy też dużych terenów, żeby móc się rozproszyć. Potrzebujemy przyrody mniej zagospodarowanej. Im gęstsze są nasze grafiki, tym bardziej potrzebujemy dostępu do dzikiej przyrody.
Nasze dzieci często spędzają dni z nosem w telefonie, a kiedy są mniejsze, siedzą na kilku metrach kwadratowych i bawią się plastikowymi zabawkami.
Taka plastikowa zabawka ma określoną formę i użycie. A patyk w lesie to może być tysiąc różnych rzeczy.
Może być wędką, chochlą do mieszania zupy z liści i szyszek, samolotem…
Właśnie. Dziecko, które w lesie bawi się patykiem, samo decyduje, czym on będzie, samo wypełnia go treścią. Używa swojej wyobraźni, rozwija umiejętności twórcze.
Co może być dzikiego w mieście poza tygrysem w klatce w ZOO?
Dzika przyroda jest bliżej, niż nam się wydaje. Kraków to pod tym względem to jedno z najciekawszych miast w Europie. Mamy piękne, dzikie łąki modraszkowe – czyli takie, na której żyją niezwykłe, niebieskie motyle modraszki. Mamy parki rzeczne z meandrującymi rzekami, takimi jak Białucha czy Dłubnia. Mamy niebezpieczne i tajemnicze, fascynujące przyrodniczo kamieniołomy. Niestety, wiele z tych terenów nie jest dostatecznie chronionych. I mało kto o nich wie.
W ramach fundacji „Dzieci w Naturę!”, której jest Pan prezesem, robicie spacery edukacyjne, które odciągają dzieci od ekranów i plastikowych zabawek.
I widzimy, jak bardzo dzieci są tego spragnione. Chodzimy po łąkach, lasach, kamieniołomach, bagnach. Dzieci uwielbiają bagna. Mamy takie hasło – „bagno wciąga”.
Jako mama poczułam lekki niepokój. Dziecko i bagno, które wciąga?
Robimy to bezpiecznie. Znamy teren, chodzimy w woderach. Razem łowimy organizmy wodne, uczymy o żabach, ropuchach, wężach, traszkach, zwiedzamy tamy bobrowe. W lasach pokazujemy dzieciom drzewa. Takie martwe drzewo jest jak mała Puszcza Białowieska: wielkie chrząszcze, huby, śluzowce, kora. Jeśli nauczymy dzieci patrzeć na las z bliska, jako dorośli będą umieli chronić prawdziwą Puszczę Białowieską.
Czego Kraków potrzebuje najbardziej w kontekście przyrody? Co zrobiłby Pan na miejscu prezydenta?
Po pierwsze, stworzyłbym listę rankingową terenów, które miasto powinno wykupić, a później połączyć, tworząc parki XXL. Terenów, które w ten sposób przekształcimy w parki, mogłoby być w Krakowie kilkadziesiąt do kilkuset hektarów. Po drugie, chroniłbym i promował to, co już mamy – na przykład naturalne łąki. Swoje piękno zawdzięczają temu, że należały do jakiegoś gospodarza z dziada pradziada, były koszone wtedy kiedy trzeba, wypasano na nich owce, krowy czy kozy. Te zwierzęta są „naturalnymi kosiarkami”. Takie łąki to element dziedzictwa przyrodniczego miasta. Mówimy o dziedzictwie kulturalnym Krakowa – oczywiście, trzeba je chronić – ale mamy też dziedzictwo przyrodnicze i jemu też jesteśmy winni ochronę. Po trzecie, pilnowałbym, żeby powstające parki miały charakter mozaiki – kawałek parku jest tradycyjnym miejskim parkiem, takim jak park Krakowski, ale inny kawałek to na przykład pole uprawne. Jest miejsce dla rodzin na piknik, są place zabaw, ale jest też dzika łąka, drzewa, które same wyrosły czy zwalone stare drzewa.
Jest Pan chrześcijańskim ekologiem. Ekolodzy i kościół katolicki w Polsce często wydają się stać po dwóch stronach sporu.
Zapominamy, że troska o tereny zielone nie jest ani prawicowa, ani lewicowa. Nasze dzieci potrzebują lasu niezależnie od tego, na kogo głosujemy. Dla mnie jako katolika kluczowa jest encyklika papieża Franciszka „Laudato si”, wydana pięć lat temu. Przeczytałem w niej, że trzeba umacniać w sobie pasję na rzecz troski o świat. Przeczytałem o grzechu ekologicznym, ale też grzechu zaniechania, kiedy nie przeciwdziałamy niszczeniu przyrody.
Jakie Pytania powinien zadać sobie chrześcijanin, który nie chce popełniać grzechów ekologicznych?
Warto zadawać sobie pytania niezależnie od tego, czy jest się chrześcijaninem, czy nie. Czy muszę mieć nowy telefon? Czy, jeśli zniszczą mi się buty, wyrzucę je i kupię nowe, czy znajdę szewca, który je naprawi? Czy kupuję żywność z produkcji przemysłowej, czy od lokalnego rolnika? Czy mógłbym mniej jeździć samochodem, a więcej rowerem czy tramwajem? Czy mogę mniej kosić? Zbierać wodę do beczek? Co mogę zrobić, żeby pomóc naturze? Ja ostatnio na przykład wymyśliłem sobie, że kiedy biegam, przy okazji zbieram śmieci. Każdy z nas może dołożyć swoją cegiełkę.