Uliczna [r]ewolucja?

Dobre praktyki
14.11.2017

Wyobraź sobie, że wstajesz rano, jesz śniadanie i wychodzisz z domu. W drodze do pracy czy szkoły przemierzasz kilometry Krakowa, a na swojej drodze nie spotykasz ANI JEDNEGO samochodu. Po ulicach jeżdżą tylko rowery, tramwaje i autobusy. Na na co dzień zastawionych autami chodnikach, placach i placykach są tylko piesi, rolkarze czy osoby na hulajnogach. Nie wierzysz własnym oczom – w odsamochodowionym mieście nagle odsłania się mnóstwo wolnej przestrzeni. Jest ciszej i bezpieczniej, a i powietrze jakby lepsze.

Taki dzień zafundował mieszkańcom Bogoty jej burmistrz, Enrique Penalosa, w lutym 2000 roku. W normalny dzień roboczy na ulice sześciomilionowego miasta nie wyjechało ani jedno auto. Mimo wcześniejszych obaw mieszkańcom się spodobało. W przeprowadzonym zaraz potem głosowaniu zdecydowali, że taki dzień bez samochodu będzie organizowany co roku. W dodatkowym sondażu powiedzieli coś jeszcze: nigdy nie byli tak optymistycznie, jak tego dnia, nastawieni do życia w mieście.

Dzisiaj w Bogocie na stałe zamknięta dla ruchu jest spora część ulic. Świętem pieszych są niedziele, kiedy zamykane są też te największe. Pojawiają się na nich około 2 miliony mieszkańców – spacerują, uprawiają sporty, spędzają czas w kawiarniach, restauracjach i na miejskich piknikach. Takie dni bez samochodu, nazwane Ciclovias, organizowane są obecnie w wielu innych miastach na świecie. Ich centra są stopniowo na stałe zamykane dla ruchu samochodowego.

 

fot. almazjourneys.com

I od tego właśnie powinny zacząć władze Krakowa: od Ciclovias, organizowanych punktowo, na małych obszarach miasta. Po to, żeby pokazać mieszkańcom, że ulice bez aut są po prostu fajne, a przedsiębiorcom – że więcej pieszych to więcej klientów, a więc i większe zyski. Władze miasta powinny też przekonywać do tego Krakowian w kampaniach społecznych. A jeszcze wcześniej zagwarantować alternatywę: sprawną i tanią komunikację publiczną, parkingi na obrzeżach miasta, ścieżki rowerowe.

Ale w Krakowie zabrano się za temat jak zwykle. Na początku tego roku ZIKiT pokazał projekt zamknięcia dla ruchu sporej części centrum. Bez wytłumaczenia po co i dlaczego, bez dania niczego w zamian. Pomysł wzbudził żywiołowe protesty. I trudno się dziwić.